To, że Spartanie lubią gonić wynik i nieźle im to wychodzi pokazali już w meczu z Gromem. Tym razem mieli tylko 45 minut na odrobienie aż dwubramkowej straty, bowiem schodząc do szatni przegrywali już 2:0. - W przerwie padło sporo ostrych słów, bo po prostu daliśmy ciała i sami sobie strzeliliśmy te bramki. To okazało się kluczem, bo tak zmotywowanej do zwycięstwa drużyny nie widziałem chyba nigdy - mówi jeden z zawodników drużyny z Wożuczyna.
V-System Sparta Łabunie – Sparta Wożuczyn 2:2 (2:0)
Bramki: Dulbas (37), Nowak (45) – Rejs (48), Kobylas (90-samobójcza).
Sparta: Sowa – Muszko, Kobylas, Burdzy, Daszkiewicz (65 Cieplak) – Lewicki (75 Łuczyn), Szerafin, Dulbas, Józefko – Nowak, K. Wójcicki.
Sparta Wożuczyn: Szmoniewski – Bartosz (80 Mroczka), Świderek, Pachla, Watrak, Lasota (89 Grzyb), Antoniuk, Dziki, Jakóbczak, Maliszewski, Rejs.
Pierwsza połowa spotkania nie wyglądała najgorzej, ale gościom przydarzały się proste błędy. W tej części spotkania gorą byli gospodarze, ale to drużyna z Wożuczyna, stworzyła najgroźniejsze sytuacje. Najpierw Maliszewski uderzył w słupek, a kilka minut później w dogodnej sytuacji minimalnie przestrzelił Rejs. Kiedy wydawało się, że "cukrownicy" złapali wiatr w żagle, bramki zdobyli goście. Najpierw najlepszy strzelec drużyny z Łabuń - Dulbas - wykorzystał sytuację sam na sam ze Szmoniewskim. A gdy wszyscy czekali na gwizdek kończący pierwszą połowę, po złym wybiciu Watraka, wydawałoby się strzałem rozpaczy zza pola karnego bramkarza Sparty pokonał Nowak.
Po rozpoczęciu drugiej połowy drużyny zamieniły się rolami i gospodarze przez drugie 45 minut nie stworzyli praktycznie zagrożenia pod bramką Szmoniewskiego. Równo z gwizdkiem odpaliła petarda, na czele z Mateuszem Rejsem, który już po trzech minutach zdobył bramkę kontaktową. Pierwsze 15 minut to niesamowity pressing ze strony gości, podczas którego Sparta Łabunie skupiała się tylko na wybijaniu piłki do przodu. Bramka wisiała w powietrzu i była tylko kwestią czasu. Najpierw Pachla uderzył w słupek, po dośrodkowaniu z narożnika, a chwilę potem piłka uderzona przez Lasotę z rzutu wolnego wylądowała na poprzeczce. Na wyrównanie sympatycy drużyny musieli poczekać dopiero do 91 minuty, kiedy po dośrodkowaniu z narożnika, w zamieszaniu w polu karnym, piłkę do własnej bramki wbił zawodnik gospodarzy. Chwilę później zabrzmiał ostatni gwizdek sędziego, który (co warto zaznaczyć) w tym meczu zupełnie sobie nie radził. 2:2 jest bardzo dobrym wynikiem dla gości ,mając na uwadze, że przegrywali już 2:0 i chyba szczęśliwym dla gospodarzy, bo gdyby Wożuczyńska drużyna dostałaby jeszcze kilka minut, z pewnością wielokrotnie zagroziła by bramce Sowy.